Vihayster (wihajster) z niem. wie heisst er (jak się nazywa?): coś bez nazwy, cześć wyposażenia albo urządzenia bez którego nie działa ono dobrze lub wręcz nie działa w ogóle.
Rzecz powszechnie znana fotografom.
Przedmiot bez nazwy, biała plastikowa karta, wysuwana z dłuższego boku głowicy lampy błyskowej, została pomyślana jako remedium na bolączkę niekorzystnego rozkładu świateł i cieni na twarzy modela powstałych w technice bounce flash, czyli światła odbitego (zobacz poprzedni post). W założeniu, biała karta ma odbijać część światła z odchylonej głowicy lampy w kierunku modela rozświetlając cienie.
To fabryczne rozwiązanie, choć wygodne, jest obarczone istotną wadą. Mianowicie jego skuteczne zastosowanie jest ograniczone jedynie do zdjęć w formacie poziomym. Gdy przekręcimy aparat do formatu pionowego lampa zamocowana na sankach skierowana jest poziomo w bok.
Można w technice bounce flash odbijać światło od ścian, lecz nie daje to zawsze dobrych rezultatów z dwóch powodów. Po pierwsze, twarz modela oświetlona jest bocznym światłem, czyli takim, które dobiega do modela dokładnie z poziomu aparatu, więc mniej korzystnym od tego które pada z boku i nieco z góry.
Oczywiście, gdy aparat jest w pionie, obrotową głowicę lampy można skierować w górę, ale wtedy biała karta jest skierowana w niewłaściwa stronę i oświetla ucho fotografa!
Drugim problemem jest to, że ściany, w odróżnieniu od sufitów często bywają kolorowe lub są zasłonięte meblami i innymi barwnymi przedmiotami co powoduje zwykle zafałszowanie barw zdjęcia.
Z tych powodów fabryczna karta ma ograniczone zastosowanie i choć przy zdjęciach w formacie poziomym spełnia zadanie to przecież w takich dziedzinach fotografii jak reportaż a zwłaszcza portret reporterski, format pionowy jest koniecznością. Przyznam, że ja sam, przez dłuższy czas przechodziłem nad tym problemem do porządku dziennego.
Radziłem sobie w ten sposób, że odchylałem głowicę lampy częściowo do tyłu co powodowało odbicie światła bardziej zza aparatu niż z góry. W pewnych sytuacjach, gdy za aparatem jest biała ściana, światło docierające do modela jest bardziej poziome i nieprzyjemne cienie w oczodołach znikały.
Niestety, cierpiało na tym często oświetlenie drugiego planu. Ponadto, w pozycji aparatu „spustem do góry”, głowic większości lamp, nie da się przekręcić do pozycji tył-skos, lecz jedynie, albo do pionowo góry, albo poziomo w tył.
Tak jest, gdyż zakres ruchu większości głowic wynosi 270 st. i akurat brakuje w nim 90 st. tego najbardziej pożytecznego zakresu.
Powoduje to konieczność fotografowania w odwrotnej pozycji, spustem w dół, co jest niewygodne, a w przypadku profesjonalnych aparatów z pionowym chwytem i spustem, zgoła bez sensu, bo uniemożliwiało korzystanie z jego zalet!
Dzisiaj niektóre topowe zawodowe lampy są wyposażone w głowice o zakresie obrotu 360 st. lecz przecież nie rozwiązuje to wszystkich problemów z doświetlaniem.
Pierwsze odkrycie, które naprowadziło mnie na pomysł Vihajstra było takie, że można do tyłu głowicy lampy przyłożyć lewą dłoń, doświetlając odbitym od niej światłem pierwszy plan. Rozwijałem ten pomysł, przyczepiając gumką do głowicy kawałek białej tekturki.
To prowizoryczne jeszcze rozwiązanie działało dobrze, zatem oczywiste stało się, że biała karta działać będzie poprawnie w obu ustawieniach aparatu pod warunkiem, że zamontowana będzie na krótszym, a nie na dłuższym, boku głowicy a ta zawsze będzie przekręcona w poprzek osi lampy.
W ten sposób, doświetlenie twarzy będzie poprawne niezależnie od tego gdzie skierujemy lampę.
W tym układzie można już swobodnie wybierać pomiędzy sufitem lub białą ścianą, przy czym, wysokość odbicia na ścianie względem modela, możemy regulować w szerokim zakresie.
Innym problemem jaki należało rozwiązać, był sam kształt i wielkość odbłyśnika.
Był czas, gdy byłem przekonany, że wielkość odbłyśnika ma duże znaczenie dla jakości samego doświetlenia.
Montowałem więc na lampie różne, z początku duże, a potem coraz mniejsze panele, aż okazało się ku mojemu zaskoczeniu, że ich wielkość ma marginalne znaczenie, a efekt ich działania zawsze podobny, choć wydawać się mogłoby, że im większy panel tym lepszy. Ten, jak się okazało przesąd, brał się z analogii do parasolki czy softboksa lampy studyjnej, gdzie fizyczna rozciągłość źródła światła ma zasadniczy wpływ na jego silne zmiękczenie i uplastycznienie. Jednak to, co da się zamontować na lampie reporterskiej, jest z konieczności zbyt małe by wywołać podobny do studyjnego efekt zmiękczenia. Różnica pomiędzy dużym (powiedzmy 20×20 cm) panelem a małym jest widoczna, ale dopiero przy odległości zdjęciowej wynoszącej około 0,5m. Praktyczne znaczenie takich mini rozpraszaczy widzę jedynie w makrofotografii.
Wyżej wymienione problemy, nie były by aż tak znaczące a wyjątkowo duży rozpraszacz byłby może z bliska jako tako skuteczny, gdyby jego powierzchnia była równomiernie oświetlona. Tak jednak nie jest, ponieważ odbija on światło tylko częścią najbardziej zbliżoną lampy. Reszta powierzchni pozostaje w praktyce nieczynna, bowiem trzy czwarte energii odbicia realizowana jest właśnie w bezpośredniej bliskości palnika.
Wykonane przeze mnie proste doświadczenie wskazuje, jaki jest najlepszy kształt odbłyśnika w funkcji jego kształtu i wielkości. Taki właśnie, idealnie dopracowany kształt i wielkość ma Vihayster. Większy byłby niewygodny a mniejszy nieskuteczny.
Ostatnim zagadnieniem było samo mocowanie Vihaystra na głowicy lampy. Po wielu eksperymentach zastosowałem połączenie mocnej gumy i taśmy Velcro. Dwa chropowate jej paski wszyte są maszynowo, po stronie odbłyśnika i osłony Vihajstra. Do lampy zaś przykleja się, odpowiednio na krótszych bokach głowicy, tuż przy jej krawędziach, dwa paski welurowe.
Po zamontowaniu Vihayster trzyma się lampy bardzo stabilnie i nie da się go przypadkowo strącić ani przekrzywić.
Wkrótce zapraszam na stronę lessmore
Pozdrawiam
Kalbar
0 komentarzy